poniedziałek, 10 listopada 2008


Dżędobry Państwu. Spieszę z informacją dla tych co nie byli oraz dla tych co byli, ale nie pamiętają: wycieczka udała się wyśmienicie. Przedeptaliśmy miliony kilometrów linią prostą oraz zygzakowatą klasyczne halsowanie bo wiatr był bardzo silny tego dnia, z bagażami i bez, pokonując mnóstwo półek skalnych, (PKS)ATANA, niebezpieczeństwa przyrody, śmialiśmy się na zapleczu z bliźniaczek jak dwa nagie miecze oraz przewalanki radość życia. Zdążyliśmy przed zachodem słońca na kiszkobabke w Jarzębince jednym słowem kto nie był ten trąba.

6 komentarzy:

DeMoon pisze...

ja to z tych ktorzy mniej pamietaja :) i prosze o korekte to nie byl zygzak tylko to bylo klasyczne halsowanie bo wiatr byl bardzo silny tego dnia:)


ale nie... to musieli byc kosmici.. 2 czlonkom wyprawy urwal sie film w tym samym mniej wiecej miejscu :) wiec to oni winni, a nie polmos lublin, ktory notabene wyrabia dobry "gozki" (ktory jak wiadomo nie jest wcale gozki) trunek

no i wielki szacun dla mojego "miecza" ktory skutecznie z wielkim poswieceniem likwidowal moj dryf w pierwszej (no moze gdzies drugiej z trzech) a w trzeciej czesci z trzech zamienil sie w "holownik" wybawiajac mnie jako jacht z opresji pozostania na wieki w puszczy knyszynskiej...
Anno dług wdziecznosci ogromny

pozdrawiam

ps. ponoc juz i inne trasy sa planowane, mozna tez zrobic "wyjscie" zimowe polaczone z jazada na sankach, np. na jaroszowce tylko musi to biale gowno spasc :)

robin pisze...

Najważniejsze zapamiętałem, pamiętam jak wyszliśmy i jak dotarliśmy do celu :)

- jak znaleźliśmy indianina/przewodnika w cieniu trzeszczącej sosny, który swoim indiańskim zwyczajem nadał nowe imiona
- jak wspinaliśmy się na górę chrustu
- jak sikaliśmy podziwiając nieprzebyte przestrzenie
- jak słuchaliśmy wykładu o bitwie pod Królowym Mostem, ale wcale nie tym Królowym Mostem przy którym powieszono tablicę wotywną
- jak jedliśmy kiszkę w gorącej Jarzębince(przez mgłę nieco)
- jak kupowałem bilet do autobusu (przez mgłę nieco gęstszą) :P

Może część szczegółów też utonęła we mgle bijącej z rozgrzanej głowy, ale dzięki wszędobylskiej reporterce, która uwieczniła przemarsz na pamięci typu flash, jestem pewien, że wycieczka była udana, bo takiego nagromadzenia uśmiechniętych ryjków dawno nie widziałem :D

Co do planów przyszłych wycieczek to już indianin obiecał nam szczękopad, a z Zuzią tak wymyśliliśmy, że może jakby białe gówno spadło, szlak takowy przemierzyć na ... nartach biegowych. Ja co prawda nie miałem takich desek na nogach jeszcze, ale co to przeszkadza :>

Anonimowy pisze...

Dlaczego reszta nie dzieli sie wrazeniami z dreptanej zygzakiem po chaszczach wycieczki? Czyzby calkiem na filmie zaliczyla ten szlak?
Patrzac na zdjecia, to niezly zestaw gadzetow (pomijajac te zabutekowane) zescie ze soba zabrali :)
Swoja droga zaluje, ze w ten termin nie moglam sie wpasowac i nie bylam z Wami.

Anonimowy pisze...

tak pomysl z nartami biegowymi wysmienity:)mnie sie tez strasznie podobalo, przyjamniej miesnie pocwiczylam:p ale na szczescie byl al ktory dzielnie pomagal mi prowadzic mego losia:)dziekuje al:)tylko co jak co ale na te wszystkie zaloty nie moglam patrzec:)

Jagrys pisze...

nasze tempo i krzywiznę trasy bardziej by chyba oddawały rakiety śnieżne :), zresztą moglibyśmy stosować również metodę kuli śnieżnej , ale z tego co wiem działa tylko w jedną stronę (w dół :P) ... co do wspominek z naszego rajdu to np. podobało mi się pod królowym mostem gdzie pomimo braku przęseł nadprzewodnik poczuł moc i stworzył przemka z beatom ;), ogólnie jakiś ten wypad był trudny do zdefiniowania, trunek będący naszym paliwkiem był jakiś słodko-gorzki, całkiem wysokooktanowy o czym świadczyło tempo dojścia (bynajmniej nie do celu) ... jeszcze jakoś tak przypomina mi się brita, moze dlatego, ze tak rzadko ją widywałem podczas tej wyprawy, a jak już rzucałem jej patyk to zawsze aportowała go komuś innemu, tej zagadki jeszcze nie rozwikłałem ... co do formy naszych wilców morskich to tylko zazdraszczać, tak wielce się wczuli w klimat, że dali się ponieść fali, wojt zdawać się mogło sunął przez Jagodne, hals lewy za prawym, na przemian, dopiero w końcowej fazie dopadł do fordewind Anną zwany i doprowadził centralnie do przystani ... a mozę by tak kulig na sankach :), jedne sanie za drugimi, wielkie emocje, oblodzone brwi i drewniane deski zostawiajace drzazgi tu i tam, prawie jak 20 (10 do 30) lat temu

janukp pisze...

Ja chciałem zaprzeczyć krążącym pogłoskom. Nie byłem w wojsku, nie chciano mnie ze względów politycznych, ja wykonywałem rozkazy Robina! Podstępem, tak mili Państwo, podstępem napuścił na mnie władzę cesarską i duchowną (znaczy się bradera Benedykta). Uległam sile persfazji... Przyznaję! Nie żałuję! A Ciebie, Benedykcie, prosze o pokutę i rozgrzeszenie...
Tylko jak nie ulec namowom Robina? Już w czasach antycznych brodacze uchodzili za mędrców, a dopiero ten faszysta, Piotr I Wielki, kazał bojarom zgolić brody. Co zaś samego Robina się tyczy to... cóż, Robin Hood miał tego dnia chwiejeny, co nie było spowodowane płynami, lecz częstymi zmianami ciśnienia. Na nic się zdały rozliczne przystanki na odlanie kartofelków! Sława mu, że dotarł!
Wielkie wrażenie na mnie wywarł Mirek. Zazwyczaj sprawia wrażenie człowieka zamkniętego, stonowanego, rozważającego każde wypowiedziane słowo, a że zwykł mówić rzadko, uchodzi za mędrca. Jego oblicze to Jego CESARSKOŚĆ. Widać, że w życiu przeszedł nie tylko Rubikon (lub Robikon- rzeka, z której piany powstał Robin), a także Płoskę, Supraśl i Świniobródkę! W tej chwili zastanawiam się kim jest Miodek i Bralczyk, skoro wywody Mirka na temat bydła, rogacizny i popędów seksualnych były dla mojej duszyniczym strawa intelektualna! Strawą dnia owego była gorzka, żołądkowa, która "falsowanie" (tak? dobrze to napisałem?) czyniła niezależnie od wiatrów. Jej mnogość wzięta i spozytkowana każe domniemywać, że to jednak płyn fizjologiczny :]
PS. Wszystkim Bognom, Zuziom, Beatom, Przemkom, Albertom i borsukowi wytyczającemu ścieżki dziękuję za wspaniałe chwile. Do zobaczenia.
Gryf Gródek punkty ma, a reszta ni ch...!