czwartek, 22 maja 2008

ŁośRejs - dzień piąty

Był wieczór a po nim poranek, dzień piąty...
Poranek pochmurny, lekko deszczowy. Dziwna pomroczność panowała pod sklepieniami czaszek wśród uczestników zeszłowieczornej biesiady. Jednak sukces i tak był - obie załogi w komplecie ;)

Jak co dzień wyciągnąć trzeba było swe umęczone członki przyczepione do nie mniej umęczonego korpusu z koi. Jak co dzień upewnić się czy to coś na szczycie korpusu to na pewno głowa i czy na pewno nasza...
Potem kupasikuząbkiprysznic i otwieramy oko na świat :) A świat jest piękny, bo jest kawa/pifko/inne przyjemne rzeczy. Na przykład Kuba raczył nas kwasem foliowym takim musującym. Rozumiem, że kobiety w ciąży tego potrzebują, ale po co to chłopu na kacu???

Po śniadanku (chyba było) zrobić klar, pozmywać statki (tylko czemu akurat wtedy kończy się woda w kranie?) i na morze, eee... jezioro. Wyjście około 11.00am, bardzo sprawne, nie mniej sprawne przejście pod mostem. No i wio na szerokie wody. A na szerokich wodach załoga zajęła strategiczne miejscówki w kokpicie a kapitan strategicznie przechwycił wiaderko, szczotę i szur szur po pokładzie.


Zuzia postanowiła jednak strategicznie zająć miejsce pod pokładem celem kontemplacji wydarzeń dnia poprzedniego. Wizualizacje poczęły jej przyjmować fizyczną postać, ale dzielna była, cicha i pokornego serca. W samotności znosiła cierpienie. No ale ile można delektować się wspomnieniami, niechby i tak świeżymi. Dostała od kapitana standardowe, przewidziane w procedurze, lekarstwo. Medykament nie raz i nie dwa przetestowany, fachowo pieprzówką zwany a składający się z: a) działki alkoholu nie mniej niż 40%, b) solidnej szczypty pieprzu, tak wymierzonej, aby w stakanku całość wyglądało jak dno Niegocina podczas jesiennej burzy. Mikstura owa w odpowiednim momencie podana (nie za późno), zastartowanie żołądka powoduje i powrót do normalności w czasie zdecydowanie krótszym niż przy użyciu jakichkolwiek innych wynalazków. Skutek uboczny - zianie ogniem żywym, ale wystarczy zachować standardowe środki ostrożności BHP i PPOŻ.
No cóż, a na jeziorze fajnie duło, bujaliśmy się jakoś tak bez celu po Kisajnie między Piękną Górą a Pierkunowem, Dotka znaczy się bujała za sterem. Aż Wojt wypatrzył śliczny przesmyczek. Taki na szerokość półtorej łódki, może dwóch :). Smyrnął tam swoim Matriksiksikiem a my... A my za nim :P


Precyzyjnie wpasowaliśmy się w przesmyczek na pełnym wietrze, elegansko, w motylu i ... zaparkowaliśmy niemniej elegancko za przyczyną nieodbezpieczenia płetwy sterowej, która była solidnie przywiązana kontrafałem do rumpla, coby samoczynnie nie wyskakiwała. No a tu samoczynne wyskoczenie było jak najbardziej pożądane... Ale wystarczyła dobra siekierka, odrąbanie rumpla, i... a nie, to nie ta bajka, tym razem obyło się na kilkusekundowej walce z węzłem :) i Krwistowłosa w pełnym majestacie poszła na Łabędzi Szlak.
A po łabędzim bardzo miło, trochę dżdżyło, a cycek (przez niektórych odbijaczem zwany) świetnie nadaje się jako medium w przekazaniu "czegoś zielonego" innemu jachtowi, który nie wiedzieć czemu wlókł się niemiłosiernie, jakby jakieś zwłoki ciągnął czy inną dryfkotwę. Za to kolibał się na boki niczym wańka wstańka :)

Popływali, popływali, ..., zgłodnieli :P

Zatem u ujścia Łabędziego Szlaku na wysokości Pierkunowa na kotwicy stanęli i za przyrządzanie paszy się wzięli. A w zasadzie wzięły, bo zdaje się, że tym razem męska ręka do posiłku przyłożona nie została. A że Zuzia wyłoniła się spod pokładu mniej więcej o 15:58 to wraz z Annuchą ostro chwyciły się za piersi, tzn. za kurczęce piersi, uprzednio przez Wojta okrutnie zmaltretowane poprzez a) zakup w kerfiurze czy innym realu, b) przetrzymanie nocy i dnia w bagażniku samochodu.

Dobrze że byliśmy na wodzie bo by nam to mięsko samo uciekło, woń już z siebie generowało taką, że refleksja nachodziła czy ono jest jeszcze przed czy już po strawieniu... :) Jednak te małe, kobiece rączki zaczarowały tak, że mimo prawiedogotowania kuraka, najedliśmy się do (prze)syta i rybki z nami też. A niestrudzone małe kobiece rączki, widocznie z braku lepszego zajęcia albo tak z nałogu poczęły lepić kulki z innego mienska, coby nam nazajutrz, tudzież dziświeczór, brzuchy na jelicie cienkim nie rzępoliły.
W międzyczasie, prawie niepostrzeżenie, przeszła burza gdzieś tam na horyzoncie, przepłynęła Gabi, siostra Netki, łódka dobrze wpisana w dzieje Antybagna, ale młodzież na niej płynąca nawet nie zauważyła naszego pozdrowienia :/

Ciężsi, średnio o masę zajmującą półtorej objętości żołądka, wypłynęliśmy w kierunku Sztynortu.
Na Kisajnie spotkała nas niespodzianka, oprócz fajnego wiatru w pakiecie gratis w postaci masażu twarzy, czy co tam kto wystawił, za sprawą ożywczej mżawy. Nasz rzepik miał chyba dylemat, bo to łasuch na wszelkiego rodzaju masaże, ale temperatura otoczenia nie sprzyjała ekspozycji większej powierzchni ciała :) Dlatego wciskał się wszelkimi otworami w garderobach współzałogantów celem "podładowania".



Szczęśliwie, szczęśliwe załogi dotarły do Sztynortu (a że było fajnie to Krwistowłosa zrobiła jeszcze rundkę wokół wyspy przed wejściem do kanału). A w Sztynorcie... masakra. Łódka na łódce, nie ma gdzie bukszprytu wcisnąć. Staneliśmy jakoś tak przyklejeni do końca kei, ale przynajmniej spokój, widok na wodę i pomost niezbyt tłoczny, na którym mogliśmy rozłożyć się z miłym towarzystwie i konsumować (lubieżnie) kotlety z takim poświęceniem prze Zuzę wysmażone, co mocniejsze napitki i smalec powstały jako produkt uboczny a nie mniej wartościowy podczas procesu smażenia. Al śpiewał rzewnie piosenkę o Kaju i Królowej Śniegu. Zrobiło się lirycznie, nastrojowo, ktoś zbił kieliszek, w dali gwar, zapach grilla, szum wiatru, plusk wody. Dobra, dość, szyję już bajkę bo nie bardzo pamiętam cały przebieg owego wieczora. Ponad półtora miesiąca robi swoje, chyba że to półtora litra. Ale nie ważne, na pewno w komentarzach dopowiecie...

9 komentarzy:

Zuzia pisze...

ja pamietam krolowa zla i nic wiecej krotki to dzien jakis byl, pamietam ze ludzie polecieli na szanty, ludzie napiszcie kak bylo

robin pisze...

no ja pamiętam jak Zuzia wystawiłaś nos znad garów w kierunku odległej sceny kiedy usłyszałaś "Hiszpańskie dziewczyny" :)

Unknown pisze...

a to nie byl przypadkiem dzien jedzenia tego cudownie pachnacego kurczaka? jakos wydaje mi sie ze kurczak byl najwprzod przed mielonymi... ;P

robin pisze...

no jak napisano jest "[...]wraz z Annuchą ostro chwyciły się za piersi, tzn. za kurczęce piersi[...]" i dalej "[...]mimo prawiedogotowania kuraka, najedliśmy się do (prze)syta i rybki z nami też[...]"
opisy przyrody w postaci wrażeń estetycznych zostały również zawarte :), ale wiem że niektórzy takie fragmenty pomijają, może za daleko przewinęłaś :D

Anonimowy pisze...

Za piersi, to chwycilam sie z Ania Losiem ;p nie wspominajac o akrobacjach zwiazanych z ich wydobyciem, (z kanciapki buchajacej fetorem, przy kazdym jej otwarciu) gdyz przywalone byly wszytskim, co tylko mozliwe. Pralysmy te wonne ochlapki recznie - jak te praczki z naszego parku. Nie wiem po kim i co one praly, my na pewno pralysmy padline :-)

Anonimowy pisze...

Zalaczam dyskografie z dnia piątego:

adin:

Porwała mnie Królowa Śniegu - Biedny Kaj
Zamknęła mnie w lodowym pudle - Aj jajaj
Tysiąc bałwanów na cztery zmiany - Trzyma straż
Królowa Śniegu ciągle mnie bije w twarz.

Dą dą dą dą

Oj ma miła miła miła
Gerdo ratuj, bo znów biła
W twarz, mnie w twarz, królowa zła
O jak boli, ała...

Nie mogę tu dłużej wytrzymać - Biedny Kaj
Uciec stąd chcę Królowej Śniegu - Fiu fiu fiu
Stopię bałwanów, zimnych klawiszy - Czyżby czyż?
Niech no się tylko skończy na dworze niż.

Oj jak miło miło ciepło
Gdy królową słonko trzepło
Roztopiło babę złą
Jakie brzydkie H2O.

Recytacja:
Skończyło się proszę pani pani panowanie,
Teraz możesz być najwyżej Królową Kałuż,
W której ropuchy i żaby złożą skrzek. Tfu!
A potem się ciebie napiją to wcale nie będziesz
im smakować.
Goodbye kałużo, goodbye.

Śpiew:
Trzymaj się mocno, mocno, mocno, - no no no no!
Świeci słońce, wyschniesz zołzo!
Nie dla ciebie miesiąc maj
Koniec pieśni -
This is Kaj...

Anonimowy pisze...

dwa:

PIOSENKA O KWIATACH Marek Roman

a
Na chuj mi kurwa Twoje kwiaty
E
Na chuj mi kurwa Twoje łzy
E
Na chuj mi kurwa te dramaty
a
Na chuj mi kurwa jesteś Ty!
A7 d
Więc nie wylewaj łez
a
Proszę cię najgoręcej
E
Spierdalaj jak najprędzej
a
Kochana ma... |x2



Na chuj mi kurwa Twoje spazmy,
Na chuj mi kurwa krzyk i? ból,
Na chuj udajesz znów orgazmy,
Ja czule pytam Cie na chuj...



Więc nie wylewaj łez
Proszę cię najgoręcej
Spierdalaj jak najprędzej
Kochana ma... |x2



Na chuj mi kurwa sms-y
Na chuj komórka? ciągle drga
Przestań pierdolić wciąż frazesy
Na chuj ta pojebana gra



Więc nie wylewaj łez
Proszę cię najgoręcej
Spierdalaj jak najprędzej
Kochana ma... |x2



A gdy ucichną gorzkie słowa
Miłość wypełni serce me
Nie będzie kwiatów nikt żałował
Bo ja naprawdę kocham Cię!



Wiec nie wylewaj łez

Proszę cie najgoręcej

Przytul mnie jak najprędzej

Kochana ma… |2x

Anonimowy pisze...

oraz TRI moj prywatny hicior, w ktorym niestetyż tudziez stetyż (wedle uznania) przekrecilam to i owo:

TANGO KAT
Kiedy ujrzałam go w knajpie "Pod Knotem"
Zabiło serce radosnym łomotem,
Zabiło serce, a ciało zadrżało,
Wiedziało, że się stało to,
Co stać się miało.
A potem w noce zbryzgane gwiazdami
Gdy moich pieszczot go znużył aksamit
Ot, dla rozrywki mnie bijał masami,
A ja szeptałam wtedy ciche słowa te:

Katuj!
Tratuj!
Ja przebaczę wszystko ci jak bratu.
Męcz mnie!
Dręcz mnie
Ręcznie!
Smagaj, poniewieraj, steraj, truj!
Ech, butem,
Knutem,
Znęcaj się nad ciałem mem zepsutem!
Za cię,
Dla cię
W szmacie
Ja
pójdę na kraj świata,
Kacie mój!

Kiedy zabrali go z knajpy "Pod Knotem"
Zabiło serce bolesnym łomotem,
Zabiło serce, a ciało zadrżało,
Wiedziało, że się stało to,
Co stać się miało.
A teraz w noce raniące gwiazdami
Na tego ciała spoglądam aksamit
I ślady razów rachując ze łzami
Do fotografii jego szepczę słowa te:

Katuj...

robin pisze...

no i cudnie :D i lyrycznie...
a ja tylko przypominam że wersje do posłuchania/pooglądania można często znaleźć w naszym "śpiewniku alternatywnym" (link po prawo)