niedziela, 18 maja 2008
ŁośRejs - dzień pierwszy
Wydarzyło sie to dnia osiemnastego, miesiąca piątego, Roku Pańskiego dwa tysiące ósmego w Giżycku w porcie Dalba.
Kapitan Robin zebrał był załogę z dzielnych wilków szuwarobagiennych złożoną, jako też i z pierwszy raz na szerokie wody wypływających ale z sercami do żeglowania gorejącymi i całym ich jestestwem ku przygodzie wyruszyć chętnymi.
I tak u boku i pod komendą Kapitana Robina stanęli:
- Zuzia - żeglarka zuchwała w bojach zaprawiona i wrażeń głodna, a że o głodzie wspomniałem to jest ona takowoż niezastąpiona w kambuzie, gdzie przemyślne specyjały ku rozkoszy podniebień załogi przygotować potrafi jak mało który, z Kapitanem pływa już nie pierwszy raz
- Moniak - rzepem nazwana, ozdoba każdego pokładu, jako załogant nieoceniona a w każdej wolnej chwili siły witalne i energię życiową z przygodnych osób wysysająca, z Kapitanem pływa już nie pierwszy raz
- Kuba - łoś dżentelmen, wyśmienity wilk szuwarobagienny, swój fach po mistrzowsku sprawujący, moc wielką kontroli nad przechyłem statku mający i prywatnymi ickami dysponujący, z Kapitanem płynie pierwszy raz
- Marta - wielce przygód spragniona, głosem swym syreny morskie zawstydzająca, a po przyjacielsku epidemie rozsiewającca, z Kapitanem płynie pierwszy raz
- Marcin - wygodny księciunio, kapucynkiem nazwany, podwójnie otwartym otworem gębowym przestrzeń mazurską chwytający, żeglarskie rzemiosło w lot pojmujący, z Kapitanem płynie pierwszy raz
Owego dnia załoga zamustrowała się na pokładzie Blodughaddy i około pięciu godzin po tym jak słońce stało w zenicie, z portu wyszła i od razu w rozradowane gęby deszczem dostała. Przez całe jezioro Niegocin szczęśliwym wiatrem od tyłu wiejącym niesiona, do jeziora Bocznego dotarłszy i pod mostem przeszedłszy, do przyjaznego pomostu dobiła, starannie jacht zacumowała i opatrzyła.
Moniak i Zuzia posiłek godny przygotowywać poczęły, z placków ziemniaczanych z sosem pieczarkowym tudzież tzatziki oraz sałatką z brokułów złożony. Męska część załogi, na ląd zeszła, miejsce na posiłek wściekłymi psami odkazić.
Deszcz nie ustawał w swoim dziele ale zahartowanej załodze nijak to nie przeszkadzało, wręcz uroku dodawało tymbardziej, że do kolacyji dwie świece postawione zostały.
Po wieczerzy, z morale podniesionym wyśmienitymi daniami jako i niezgorszymi trunkami, załoga na zasłużony spoczynek się udała.
Rzep się ładował.
Kapitan Robin zebrał był załogę z dzielnych wilków szuwarobagiennych złożoną, jako też i z pierwszy raz na szerokie wody wypływających ale z sercami do żeglowania gorejącymi i całym ich jestestwem ku przygodzie wyruszyć chętnymi.
I tak u boku i pod komendą Kapitana Robina stanęli:
- Zuzia - żeglarka zuchwała w bojach zaprawiona i wrażeń głodna, a że o głodzie wspomniałem to jest ona takowoż niezastąpiona w kambuzie, gdzie przemyślne specyjały ku rozkoszy podniebień załogi przygotować potrafi jak mało który, z Kapitanem pływa już nie pierwszy raz
- Moniak - rzepem nazwana, ozdoba każdego pokładu, jako załogant nieoceniona a w każdej wolnej chwili siły witalne i energię życiową z przygodnych osób wysysająca, z Kapitanem pływa już nie pierwszy raz
- Kuba - łoś dżentelmen, wyśmienity wilk szuwarobagienny, swój fach po mistrzowsku sprawujący, moc wielką kontroli nad przechyłem statku mający i prywatnymi ickami dysponujący, z Kapitanem płynie pierwszy raz
- Marta - wielce przygód spragniona, głosem swym syreny morskie zawstydzająca, a po przyjacielsku epidemie rozsiewającca, z Kapitanem płynie pierwszy raz
- Marcin - wygodny księciunio, kapucynkiem nazwany, podwójnie otwartym otworem gębowym przestrzeń mazurską chwytający, żeglarskie rzemiosło w lot pojmujący, z Kapitanem płynie pierwszy raz
Owego dnia załoga zamustrowała się na pokładzie Blodughaddy i około pięciu godzin po tym jak słońce stało w zenicie, z portu wyszła i od razu w rozradowane gęby deszczem dostała. Przez całe jezioro Niegocin szczęśliwym wiatrem od tyłu wiejącym niesiona, do jeziora Bocznego dotarłszy i pod mostem przeszedłszy, do przyjaznego pomostu dobiła, starannie jacht zacumowała i opatrzyła.
Moniak i Zuzia posiłek godny przygotowywać poczęły, z placków ziemniaczanych z sosem pieczarkowym tudzież tzatziki oraz sałatką z brokułów złożony. Męska część załogi, na ląd zeszła, miejsce na posiłek wściekłymi psami odkazić.
Deszcz nie ustawał w swoim dziele ale zahartowanej załodze nijak to nie przeszkadzało, wręcz uroku dodawało tymbardziej, że do kolacyji dwie świece postawione zostały.
Po wieczerzy, z morale podniesionym wyśmienitymi daniami jako i niezgorszymi trunkami, załoga na zasłużony spoczynek się udała.
Rzep się ładował.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
11 komentarzy:
jeszcze jeszcze
jestes the best kronikarz oby tak dalej
wonderful!!!
wunderbar!!!
kak priekrasno!!!
uwaga, attention, achtung, wnimanije
uprasza się o nie spamowanije
ale o własnych wrażeniach gadanije
drodzy panowie i drogie panije :)
cytuje:
"ale jeśli nie zobaczę w komentarzach choćby zdawkowych wpisów"
:P:P:P
cytuję dalej: "nt. wrażeń uczestników opisanych zajść" :P
napisanie ze cos jest cudowne jest zdawkowym wyrazeniem wrazen opisanych zajsc :)
ale nie kojarzę genowefy, sama, hansa ani wani na pokładzie w owym czasie ;)
to kto to krzyczal dzierzyj linu :)
Prześlij komentarz